religia w szkołach rodzicielnik.pl
Mój głos w sprawie

„Bardzo często zatrzymujemy się na pragnieniu bycia aniołami raju, a nie dokładamy wysiłku, aby być uczciwymi ludźmi na tym świecie.”

„Przedmiotem aukcji jest pozyskanie 1000 REALNYCH lajkujących z całego świata, którzy klikną w ikonkę „Lubię to” w serwisie Facebook, na wybranym przez Ciebie poście/stronie/zdjęciu.”

Taką i wiele innych aukcji można znaleźć na popularnym serwisie aukcyjnym i po ilości kupujących widać, że jest to dość popularny proceder, którego nikt nie kontroluje. Wcześniej jakoś tego nie zauważałam, od początku byłam bardzo skupiona na swoim blogu i fanpage’u by ciekawymi treściami, konkursami i nagrodami, promowaniem postów czy swoją obecnością – realną i autentyczną oraz dzieleniem się naszą codziennością przyciągnąć Was – Czytelników.

Kiedy w mojej głowie kiełkował pomysł pisania bloga i ogólnej jego koncepcji zastanawiałam się nad nazwą, sprawdzałam na Facebooku czy jakiś Bloger przypadkiem takowej nie używa, by nie wchodzić nikomu w paradę, ani nie próbować się odbić czyimś kosztem, chciałam być uczciwa i wyłącznie własną pracą i pomysłem do czegoś dojść. Ohh ja głupia – wierzyłam, że każdy równie uczciwie działa i mimo, że nazwy nie są w żaden sposób zastrzeżone, będzie miał na uwadze, że ktoś już od jakiegoś czasu swoją ciężką pracą i czasem pracą innych ludzi, coś swojego na tej nazwie już buduje. Czy naprawdę tak trudno mieć pomysł na siebie bez kopiowania kogoś innego? Cóż, takie działania mówią same przez siebie i świadczą o osobie, która się tego dopuszcza.

Kolejnym zaobserwowanym przez przypadek zjawiskiem było przybywanie „lajków” w ilości tak dużej i w czasie tak krótkim, że aż wydało mi się to niewiarygodne. Zaczęłam się zastanawiać jak to możliwe, skoro samo sponsorowanie i organizowanie ciekawych konkursów, promowanie interesujących postów co wiązało się w perspektywnie dłuższego czasu z dość dużą ilością zainwestowanych środków dało efekt na przełomie miesięcy, a ktoś w niecałe 30 dni „dokonuje” takich cudów? Napisałam więc do bardziej doświadczonych Blogerów i kolejny raz okazało się jaka jestem głupia i naiwna. Bo po co się męczyć? Skoro za sześć dyszek można sobie kupić dwa tysiączki sztucznych lajków, przecież nikt z zewnątrz nie widzi, że to jakaś ściema, widzi ilość – a nie jakość.

Oczywiście nikogo nie jesteśmy w stanie złapać za przysłowiową rękę, ale zwiększająca się codziennie ilość po 200 polubień nie jest możliwa do osiągnięcia w normalnych warunkach, nawet jeśli blog jest polecany nie wiadomo gdzie. Dlatego dziwię się, że są osoby, które takiego oszustwa się dopuszczają.

Można powiedzieć, że sponsorowanie w konkursach, w których „lajk” jest warunkiem uczestnictwa w zabawie to też forma kupowania – owszem, ale dzięki temu dowiaduje się o nas prawdziwy czytelnik i jeśli go zainteresujemy zostanie z nami, a jeśli nie – odlajkuje, do czego ma prawo więc nie ma co porównywać jednego z drugim. Dodam, że w moich konkursach lajkowanie nigdy nie było i nie będzie warunkiem uczestnictwa, zalajkujesz – fajnie, nie zrobisz tego – świat się nie zawali :), a i tak weźmiesz udział w konkursie, bo konkurs jest na blogu, a nie na fanpage’u. Mam grono czytelników nie fejsbukowych, którzy stale odwiedzają mojego bloga, piszą maile, komentują posty – pokazują, że są. Statystyki bloga pokazują ruch do 100 osób dziennie, i może nie są to „kokosy”, ale są to na pewno prawdziwi, wierni czytelnicy, dla których ważne są zamieszczanie tu treści. I to z Was jestem mega dumna i dziękuję za to, że jesteście. 

Są też firmy, które szukają blogerów do współpracy, jest to kanał social mediów, w którym jest siła. Na całe szczęście coraz częściej marketingowcy „poznają” się na lajkowych procederach i proszą blogerów o statystyki z programów monitorujących by wyłapać faktyczny ruch na blogu. Po tym oceniają, czy blog jest poczytny czy raczej szerokim łukiem omijany. Do tego dochodzi merytoryka, treści i same pomysły.

Dlaczego o tym piszę? Bo to zauważyłam i nie chciałabym być z tymi procederami w żaden sposób utożsamiana. M jak Mama Blog Rodzicielski istnieje od maja 2014 roku i to co tu widzicie to nasza (całego zespołu) ciężka praca. Cały ten temat trochę mnie przygasił, ale to była tylko chwila. W blogosferze jak na wojnie? Wszystkie chwyty dozwolone? Ja myślę, że jest tu wiele miejsca dla każdego, wystarczy mieć tylko odrobinę wyobraźni, pomysłu na siebie i umiejętności by to wszystko przekazać na tyle interesująco, by nie było wstydu. To da efekt, może nie za tydzień – dwa, ale z czasem, jednak będzie to uczciwe wobec nas samych, a przede wszystkim naszych Czytelników, bez których nie istniejemy.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *