Poród w polskim szpitalu wasze historie
Mój głos w sprawie Poród

Rodzić po ludzku w polskiej rzeczywistości.

Poród w polskim szpitalu wasze historieWitam. Nie chciałabym spamować jednak mam wielka prośbę! Czy mógłby zostać poruszony temat porodów? Ostatnia 'afera’ z lekarzem, który powiedział, że kobiety w Polsce rodzą w skandalicznych warunkach bardzo mnie zainteresowała. Rodziłam prawie dwa lata temu i nie mam traumatycznych wspomnień, aczkolwiek leżąc na podtrzymaniu pamiętam dziewczynę tak przerażoną porodem naturalnym i błagającą lekarzy o cesarkę… Zapisała mi się w pamięci ponieważ jej poród odbył się siłami natury bo lekarze nie widzieli przeciwwskazań i biedna dziewczyna (nie wiem jakby to lepiej ująć) straciła kontakt ze światem. Odrzuciła dziecko, patrzyła w ścianę tylko, a na każde pytanie (nawet o to jak się nazywa) odpowiadała, że ją bardzo boli i jest zmęczona. Przewieziono ją do szpitala psychiatrycznego. Może to skrajny przypadek lecz wczoraj rodziła moja przyjaciółka i temat w pewnym stopniu powrócił. Od lipca tego roku każdy szpital na życzenie pacjentki ma podawać znieczulenie bezpłatnie. Dzwonił do mnie zapłakany partner mojej przyjaciółki z pytaniami co ma robić, bo Monika płacze z bólu i błaga o pomoc, a lekarze mówią tylko „trzeba czekać, trzeba czekać'” słyszałam w słuchawce jak proszą oboje o znieczulenie, a lekarze twierdzą , że jest niepotrzebne. Poród boli i już. Wtedy była na wczesnym etapie, dziś już cieszy się z synka lecz stwierdziła, że nigdy więcej. Czy w całej Polsce jest tak jak na Lubelszczyźnie?

Ta wiadomość zmotywowała mnie do poruszenia tematu porodu w państwowych placówkach medycznych w Polsce. Od Poród w polskim szpitalu obiaddłuższego czasu obserwuję profil na Facebooku o nazwie Lepszy Poród, to oddolna inicjatywa kobiet na rzecz lepszej opieki okołoporodowej. Akcja ta jest formą protestu przeciwko nadużyciom wobec rodzących. Jakiś czas temu czytelniczki profilu zaczęły wrzucać zdjęcia wyżywienia na polskich porodówkach z hashtagiem dałam życie umrę z głodu i przyznam, że często robi mi się niedobrze na widok tych „smakołyków” (próbka obok). Jednakże muszę dodać, że rodząc w Ginekologiczno-Położniczym Szpitalu Klinicznym Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu przy ul. Polna 33 nie spotkała mnie tego typu walka o przetrwanie. Śniadania, obiady i kolacje były może nie rzędu standardów szwedzkich czy brytyjskich, ale o umieraniu z głodu nie było mowy. Personel na który trafiłam podczas pobytu (oraz studentki, które były bardzo miłe i pomocne!), a było to kilka zmian, był kompetentny i na wysokim poziomie, choć w dość nielicznym składzie jak na tak duży oddział. Prawie dwa lata temu, kiedy rodziłam córkę, znieczulenie zewnątrz-oponowe było dodatkowo płatne, jedyne co dostałam to dolargan, który  prawdopodobnie wpłyną na osłabienie skurczy partych co w konsekwencji spowodowało poród zabiegowy, możecie o nim przeczytać tu (KLIK), dlatego osobiście nie polecam tego środka. Z wypowiedzi innych rodzących w w/w szpitalu wynika, że również są zadowolone z opieki:

Daria: Ja rodziłam w Poznaniu na Polnej. Jestem bardzo zadowolona z opieki. Mimo ciężkiego i długiego porodu czułam się bardzo dobrze zaopiekowana. Lekarz zapytała mi się czy chcę zostać znieczulona. Podejście do mnie jako pacjentki też było fajne. Potrafił tak ze mną rozmawiać, że mimo stresu i bólu czułam się rozluźniona i zrelaksowana na tyle ile można być przy porodzie. Położne też były życzliwe i pomocne. Dodam, ze nie opłacałam dodatkowo ani położnej, ani lekarza, bo w tamtym czasie zwyczajnie nie było mnie na to stać. Racje żywnościowe też nie były tak biedne, jak to pokazują internauci w niektórych szpitalach. Po porodzie na oddziale też były fajne i pomocne położne. Najmilej wspominam położną laktacyjną. Szkoda, ze nie pamiętam jej nazwiska, ale była przemiła i serdeczna dla każdej z Pań, które miały problemy z karmieniem. Wkrótce rodzę drugą córeczkę i nie wyobrażam sobie pójść do innego szpitala, zwłaszcza iż w pierwszej ciąży kilka razy leżałam w św. Rodzinie i byłam przerażona. Kiedy podłączono mi tam KTG i nagle przestało działać, zawołałam położną, to mnie opierniczyła, ze jej głowę zawracam zamiast sobie sama z tym poradzić. Na dzień dobry już byłam zrażona. Potem położono mnie w 30 tc z rodzącą kobietą. Całą noc nie spałam, bo ona miała podłączone KTG i jak dostawała skurczy to zaczynała krzyczeć. To było moje pierwsze dziecko, więc strach mnie tam zjadł.

Anna: Poznań. Szpital na Polnej. Dwa porody. Jeden sn, drugi cc. Oba ok. Przy pierwszym poprosiłam o dolcontral. To był 5 cm wiec dostałam ale nie polecam. Bolało i tak, a ja nie współpracowałam z personelem co nie jest dobre przy porodzie sn. Ogólnie opieka super. Czysto, pielegniarki bardzo pomocne, uśmiechnięte choć konkretne i czasem zmęczone-co akurat rozumiem. Jedzenie po porodzie ok. Bez wykwintnych dan ale bez przesady. Kawa rano była zawsze pyszna-nie zapomne jej smaku. Polna to świetny szpital z mega kompetentnym personelem. Jeśli rodzic to tylko tam!

Jest i jedna opinia skrajnie negatywna, którą również czuję się w obowiązku przytoczyć:

Agnieszka: Rodziłam w Poznaniu, prosiłam o znieczulenie, ale go nie dostałam za to podczas porodu usłyszałam ze mam być cicho i się nie drzeć.. Chodzi o Ginekologiczno-Położniczy Szpital Kliniczny Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu, ul. Polna. Lekarze też nie byli zbyt sympatyczni, nie chcieli mi dać oxytocyny bo jak to lekarz stwierdził 'jest pani za gruba i byśmy musieli w panią wlewać i nie wiadomo czy by zadziałała w ogóle nie powinna pani ani kg przytyć w ciąży” żałowałam, że nie rodziłam w Raszei,  bo od każdej co tam rodziła słyszałam pozytywne opinie.

Przykład Agnieszki potwierdza tylko regułę, nie ma idealnie nigdzie tam, gdzie słabym ogniwem zawsze będzie pierwiastek ludzki. Zresztą sama również odniosłam wrażenie, że niektórzy lekarze w w/w szpitalu powinni raczej pracować w kamieniołomach niż leczyć ludzi.

Kilka pozytywnych opinii również zyskał Szpital Miejski im. Franciszka Raszei w Poznaniu przy ul. Mickiewicza 2:

Weronika: Ja rodziłam w Poznaniu w Raszei opieka podczas porodu jak i po wspaniała. Naprawdę polecam ten szpital.

Martyna: Dwa porody w Poznaniu na Mickiewicza w Raszei. Oba bez znieczulenia sn, jeden 4 a drugi 4,5 h. Położne super, opieka potem też ok.

Opinie na temat szpitala Świętej Rodziny w Poznaniu są różne, osobiście znam pary, które tam rodziły i zdania są mocno podzielone. Zostawmy jednak na chwilę Poznań, jeden wpis bardzo mnie poruszył, bo naprawdę serce boli kiedy się czyta o tym, że takie rzeczy mają miejsce w XXI wieku:

Kasia pisze: Rodziłam tylko raz i mam nadzieję, że już nigdy więcej, choć Kocham dzieci, ale poród był moim najgorszym koszmarem 4 dni w bólach, bez wód płodowych, chciałam kupić znieczulenie, ale okazało się to niemożliwością, po wszystkim zszycie cewki moczowej i wmawianie,  że mam jakieś urojenia i zahamowania, bieganie z cewnikiem, na antybiotykach i lekach przeciwbólowych, a na koniec ponownie cięta po 6 tyg.bo szwy jakie lekarz założył były nieodpowiednie, totalna masakra!!! Do tej pory pamiętam jakby to było wczoraj choć minęły 4 lata, a ja dalej borykam się z problemami. Rzeź – tak można to nazwać, zero prywatności bo na przeciwko 2 rodząca i 1 lekarz, położna. Tak samo na sali, a o jedzeniu nie wspominając, dobrze ze Mąż dowoził mi z domu.

Poród w polskim szpitalu wasze historieI tu nie chodzi o jedną toaletę na korytarzu czy dostawki na salach bo przepełnienie, ale o kompletny brak empatii i poszanowania drugiego człowieka oraz zadawanie bólu i cierpienia w sposób bezsensowny i zupełnie niepotrzebny. Panowie doktorzy nie rozumieją, że to co robią, mówią, jak robią i jak mówią wpływa na nas. Nie tylko na naszą psychikę, ale i fizyczność i może mieć niewspółmierne konsekwencje jeszcze przez długie lata. Podniesienie się po takiej traumie jest niejednokrotnie długotrwałe i czasochłonne, natomiast powikłania fizyczne ciągną się latami. Wszystko jest ciągiem zdarzeń przyczynowo skutkowych, w moim przypadku podanie dużej ilości dolarganu i brak skurczy partych nie było podstawą do cc, ale do próby wciągnięcia dziecka siłą, źle założony próżnociąg to krwiak na główce córki, a w moim przypadku konieczność założenia kleszczy, co siłą rzeczy spowodowało rany wewnętrzne i kilkadziesiąt szwów. I co z tego, że szybko się zagoiło, że mogłam wstać, chodzić etc.. skoro po dwóch latach nadal odczuwam okropny ból. Ktoś powie – tu pomoże plastyka pochwy, są takie możliwości. Jasne, tylko za jakie pieniądze? Za czyje pieniądze? I dlaczego za moje?

Wpadł mi również w ręce wywiad z Dr Dębskim, który wydaje się być oburzony stwierdzeniem kolegi po fachu, ja jednak odniosłam wrażenie, że pan doktor żyje w nieco innym świecie i nie ma zielonego pojęcia jak wygląda rzeczywistość w wielu szpitalach w naszym kraju. Poniżej przytaczam Wam tylko wypowiedź dotyczącą znieczulenia, która wiele mi wyjaśniła, oraz podaję link do całego artykułu. Może Wasze odczucia będą inne.

„A poza tym? W dalszym ciągu w wielu polskich szpitalach trudno się doprosić o znieczulenie.

– Trzy czwarte porodów, które odbywają się w naszej klinice są ze znieczuleniem. Więc to bardzo różnie jest. W Polsce rzeczywiście są miejsca, gdzie są problemy ze znieczuleniem do porodu. Mamy pod tym względem nie najlepiej napisane rozporządzenie dotyczące porodu fizjologicznego. Zgodnie z definicją, każde podanie środka znieczulającego powoduje, że poród przestaje być porodem fizjologicznym. To jest absurdalny przepis. Czekam na rozporządzenie dotyczące wycięcia wyrostka robaczkowego. To paranoja, która ma też swoje drugie dno.” cały wywiad z dr Dębskim znajdziecie tu (KLIK)

Wracając jednak do Waszych głosów dotyczących innych placówek w Polsce, to pojawiła się opinia o szpitalu w Warszawie:

Monika: Warszawa-Inflancka. Poród długi, bo od podłączenia oksytocyny do wyjęcia malucha 10godzin. Ale wspominam bardzo miło. Sala porodowa jednoosobowa, położne wchodząc do sali pukały i pytały czy mogą, zachęcały do aktywności. Jak było możliwe to podały gaz,kilka razy położna się dopytywała czy na pewno nie chcę zewnątrzoponowego. Po porodzie o 2gpdzinach z synkiem, położna przyszła i pomogła mi się wykąpać. Opieka poporodowa też super. Co chwilę ktoś zaglądał i pytał czy wszystko w porządku albo czy trzeba coś pomóc czy podpowiedzieć.Wałbrzych:

Natalia: Wałbrzych – specjalistyczny szpital ginekologiczno-położniczy. Świetne położne, bardzo miłe i pomocne. Urodziłam w 6 godzin bez znieczulenia. Jedzenie pewnie jak wszedzie – małe porcje i bardzo skromne, ale pewnie takie mają fundusze… ogólnie jakbym miała drugi raz rodzić to na pewno tutaj!

Lublin:

Marzena: Ja rodziłam w lublinie na Staszica. Położne mile, lekarze cierpliwie tłumaczyli wszystko. Chociaż tu muszę podkreślić, że miałam dwie zmiany położnych i druga robiąca mi nacięcie przewróciła oczami gdy wystraszona odsunęłam się na słowa „teraz panią natnę„. Na szczęście lekarka trzymająca mnie za rękę tłumaczyła, że muszą je zrobić bo mój synek ma rączkę przy główce i inaczej mogę doznać trwałych urazów na zdrowiu. Partner powtórzył i dotarło. Znieczulenia pomimo tego, że prosiłam nie dostałam. Jednak położne starały się mi pomoc jak potrafiły – takie odniosłam wrażenie. Ból był tak silny, że gdyby nie partner chyba bym tam umarła. Zresztą zaczęło się nieciekawie ponieważ w szoku i bólu nie chciałam przytulic synka. Dopiero na poporodowej wzięłam go w ramiona tłumacząc sobie w głowie ze to moje kochanie i nie jego winą było moje cierpienie. Do dziś mam wyrzuty sumienia i łzy w oczach gdy sobie przypomnę o tej sytuacji.

Te i więcej historii oraz cała dyskusja toczy się na fanpage’u i możecie ją zaleźć tu (KLIK), dziękuję i zachęcam do dalszych wypowiedzi.

Ja zaś mam taką refleksję, że wszędzie tam gdzie nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Ameryki tu niestety nie odkryłam, taki mamy klimat, taki mamy NFZ. Określanie definicji zabiegów i kwestii rozliczania zawsze będzie rodziło błędy w interpretacji, niepewność placówek czy dostaną rozliczenie za podjęcie takiej, a nie innej decyzji. Do tego wynagrodzenie pracowników (położników i położnych) jak również wszystko to, co dajemy „ekstra” pod stołem sprawia, że mamy taki, a nie inny stan rzeczy. I z przykrością stwierdzam, że nie wierzę iż cokolwiek w tym temacie się poprawi, bo tak jak wspominałam wcześniej, słabym ogniwem są ludzie, raz trafimy na cudownych i pomocnych, innym razem na bezdusznych rzeźników, którzy nie będą w nas widzieć czujących ludzi, a kolejny „przypadek” do odfajkowania. Nie życzę żadnej kobiecie porodu, po którym trauma nie pozwoli jej na cieszenie się macierzyństwem w pełni i posiadanie kolejnych dzieci, bo tak nie powinno być. Dlatego trzeba o tym mówić, o tym gdzie i kiedy było dobrze, jak również gdzie i kiedy było źle. Ku przestrodze lub pokrzepieniu dla innych przyszłych rodziców. Myślę, że do tematu wrócimy za jakiś czas, liczę więc na Wasze głosy, możecie je przesyłać poprzez e-mail kontaktowy agnieszka@rodzicielnik.pl lub w wiadomości prywatnej na fanpageu portalu.

Możesz również polubić…

1 komentarz

  1. no ja też nie mam zaciekawych przeżyć z polną w poznaniu, długa historia więc odyłam do bloga gdyby ktoś był zainteresowany.
    http://kurczakptys.blogspot.com/2014/12/czy-mozna-przegapic-porod.html

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *