– Tato, czy możesz mi podać nożyczki? – Weź sobie, proszę, z górnej szuflady. Kończę sprzątać. – No wiesz!? Pozwalasz dziecku bawić się nożyczkami? – oburzyła się babcia. – Nie martw się – uspokoił babcię czterolatek. – Ja nie będę się bawił. Nożyczki nie są do zabawy. Będę wycinał sobie planety. Chcę zbudować Układ Słoneczny.
Zaufanie. Coś, czego nam, dorosłym brakuje. Policja, ochrona, bramy, umowy, przepisy – to wszystko dlatego, że sobie nie ufamy. I nie mam złudzeń, że to się szybko zmieni. Jednak jeśli wytworzymy atmosferę zaufania w domu już u małych dzieci, zaoszczędzimy znaczną ilość czasu i pieniędzy. Nie będziemy skupiać się na kontroli albo dociekaniu prawdy, możemy rozwijać nasze relacje i korzystać z życia.
Dzieci potrzebują zaufania i potrafią je dobrze zainwestować. Za każdym razem, gdy mój syn biegnie chodnikiem, serce bije mi mocniej. Boję się, czy nie skręci nagle wprost pod samochód albo czy uskoczy przed jakimś szalonym rowerzystą. Jednak wtedy powtarzam sobie, że jeśli będę prowadził go za rękę, to zabiję w nim tę radosną dziecięcość. Kiedy na nartach zjeżdżaliśmy z wyciągu i on odjeżdżał, nie czekając na mnie, w dół, przed siebie, na wprost, bałem się o jego życie. Po kilku upadkach, które mu się przytrafiły, poznał swoje granice i zaczął jeździć ostrożniej. Nie udawało mi się namówić go na tak szybką jazdę jak wcześniej. Jestem przekonany, że to właściwa droga.
Innym razem, kiedy tylko rozłożyliśmy się na piasku, chłopak pobiegł do morza. Gdy wbiegł do wody, oboje z żoną spojrzeliśmy na leżące na ręczniku rękawki do pływania. Choć z daleka jego przebieranie rękami wyglądało jak niewinne chlapanie, pobiegłem w stronę syna. Gdy wyjąłem go z wody, oddychał z trudem.
– Już w porządku? – spytałem i przytuliłem go. – Tato, załóż mi rękawki, bo bez nich się ciężko oddycha – odpowiedział przerażony.
Takich sytuacji mieliśmy jeszcze kilka. Pozwalam synom na doświadczanie życia samodzielnie. Myślę, że jeśli postępowałbym inaczej, dziecko nie poznałoby swoich granic, a jedynie respektowało zakazy rodzica. Sam poznawałem swoje granice, gdy już uwolniłem się z rodzinnego domu. Kosztowało mnie to kilkanaście lat eksperymentowania. Czas, energia i pieniądze, których nikt mi już nie odda. I choć wierzę, że wszystko jest po coś i że każdy ma swoją drogę, to jednak wolałbym zobaczyć w rodzicach mentorów i dobre duchy, a nie cerberów i prokuratorów. Zaufanie jest dużo potężniejszym zasobem niż strach.
Nie popadłem w nałogi, nie stoczyłem się w otchłań, „wyszedłem na ludzi” – jakby to ujęli niektórzy. Ale czy taka konformistyczna postawa, zrodzona ze strachu, daje szczęście? Czy strach daje pewność, że nie popadniemy w kłopoty? Wiele było w moim życiu okazji, gdy mogłem zginąć. Dosłownie i metaforycznie. Fizycznie i społecznie. Próbuję dać moim synom poczucie, że oni też mogą próbować, że próbowanie jest dobre, że może prowadzić do bólu, kalectwa albo nawet do śmierci. Jednak pozwala też poznać siebie. Wierzę, że człowiek, który zna i akceptuje siebie, jest szczęśliwy i skupiony na czerpaniu radości z życia, a nie na leczeniu traum i grabieniu przeszłości.
– Babciu! Tato! Zobaczcie, jakie zrobiłem planety. Podoba wam się mój Układ Słoneczny? – krzyczał z pokoju czterolatek. – I nie uciąłem sobie palca! – dodał dumnie.
Babcia podniosła głowę znad książki, pokręciła w milczeniu głową i westchnęła głośno w stronę ojca.
– Kiedyś się doigrasz, zobaczysz…
Czasopismo Dzieci wydanie 2/2019, autor felietonu Tomasz Król
Fot. rawpixel
Podoba mi się 🙂