Czytając dzisiaj nieprzyjemne komentarze pod artykułem dotyczącym karmienia piersią w miejscu publicznym zaczęłam się poważnie zastanawiać co bardziej brzydzi (takie padały określenia) – pierś, bądź co bądź zasłonięta główką dziecka, a odsłonięta tyle ile możemy oglądać w głębokich dekoltach czy w skąpych bikini, a może raczej sama czynność ssania przez dziecko tejże piersi plus świadomość, że „coś” się z niej wydobywa i dziecko TO coś je. Skłaniam się, że jednak to drugie. Byłam ostatnio świadkiem w autobusie komunikacji miejskiej takiej sytuacji, kiedy to mama stała z wózkiem, a na siedzeniach z drugim jej dzieckiem siedziała ciocia. Chłopczyk, na oko niespełna dwuletni, zaczął cioci wkładać rączkę w bluzkę i stanik, na co mama zareagowała głośnym „FUJ! co ty robisz..” oraz odpowiednią mimiką twarzy. Zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem już od dziecka, często nieświadomie, dorośli nie obrzydzają dzieciom czegoś, co jest przecież zupełnie naturalne. Oczywiście, chłopak ten w przyszłości zapewne nie będzie czuł obrzydzenia do kobiecych piersi, gdyż na etapie rozwoju kobieta stanie się w jego oczach obiektem seksualnym i te piersi będą wtedy fajne, ale to „obrzydzenie” jest zakodowane i kiedyś na jaw wyjść musi. Dałam przykład chłopca, jednak dziewczynkom też rodzice obrzydzają to, co związane z intymnością, fizycznością. „Fe!” „Be!” „Nie rusz tam” „Nie dotykaj, to nie ładnie!” etc.. A później czytamy niewybredne komentarze o „wywalaniu cyca”, „obrzydliwej czynności” czy „toaleta jest od karmienia” (aż się ciśnie na usta – sam jedz w kiblu…), oczywiście podałam te najbardziej skrajne przykłady, co jednak nie zmienia faktu, że matka karmiąca dziecko piersią w parku na ławce, w restauracji czy innym miejscu nadal budzi poruszenie, sensację czy niezdrowe zainteresowanie. O dziwo panie opalające się w negliżu w parkach czy na skwerach ogólnie uczęszczanych, panie o różnej aparycji, figurze i wieku nie budzą takich debat publicznych jak kobieta karmiąca. Latem w restauracjach głębokie dekolty, prześwitujące bluzki czy sukienki, spodenki niewiele zakrywające nie wzbudzają obrzydzenia jedzących wokół. To wszystko przekonuje mnie, że w tym wszystkim nie chodzi o pokazanie kawałka piersi. Prosty przykład, trzeba nakarmić dziecko mlekiem odciągniętym z piersi, skosztujesz tego mleka by sprawdzić czy ma odpowiednią temperaturę bez wzdrygania się? Oczywiście jeśli jesteś matką nie powinnaś mieć przed tym oporów, w innym przypadku bywa różnie, co może świadczyć o tym, co tak naprawdę ludzi w tej czynności obrzydza. Nie spotkałam się jeszcze z sytuacją, w której mama chcąca nakarmić swojego malucha ekshibicjonistycznie się obnaża, pokazując przechodniom czy towarzystwu w którym jest, sutki. Raczej zasłania się dzieckiem i stara się by maluch szybko chwycił pierś, często zakrywa się dyskretnie bluzką lub pieluszką. A że widać skrawek piersi to co? Myślałby kto, że nagle tylu egzaltowanych estetów chodzi po ulicach, począwszy od nastolatków po osoby starsze. A właścicielowi psa, który sra na chodnik czy trawnik przed blokiem to już nikt uwagi nie zwróci…
Mnie nie obrzydza fakt karmienia piersią publicznie. Zazwyczaj kobieta fajnie się zasłania, przytula dziecko. Gorzej to wygląda jak taki czterolatek podbiega do mamy podciąga bluzkę i sobie piję mleczko. To już mnie odpycha.
Sama jestem mamą, i swojego mleka nie próbowałam. Nie KP, wybrałam trudniejszą drogę KPI. Czy żałuję? Nie, kolejny raz też bym tak zrobiła.
Mnie nigdy nie brzydziło publiczne karmienie piersią. Siedząc w restauracji wolałabym, żeby mama mogła bez skrępowania karmić dziecko publicznie przy stole niż chować się w toalecie pełnej zarazków. Nie wspominając już o tym, że toalety w takich miejscach różnie potrafią wyglądać.