Od kiedy urodziła się Pat powtarzam, że jedno dziecko to luksus. Ni mniej, ni więcej, stan idealny. Jestem bardziej zorganizowana, robota idzie szybciej, sprawniej. Mam czas na pracę zawodową (dzięki Babci), pracę dodatkową/hobby, mam czas dla dziecka i czas dla siebie. Czuję się kompletnie spełniona. Z podziwem patrzę na Mamy, które mając gromadę dzieciaków jeszcze realizują swoją pasję, a i mają czas by o tym napisać. Takie Mamy mnie inspirują, są dodatkowym „kopniakiem” do działania, udowadniają, że wszystko można, a jeszcze więcej kiedy się kocha, jest się szczęśliwym i czerpie się życie pełnymi garściami.
Wyszukałam ją na Facebooku, zainteresowały mnie … te dzieci ;), a raczej ich ilość wynikająca z nazwy. No bo JAK ona to robi, a do tego ogarnia codzienność. Zaintrygowała mnie. Opinie o jej produktach są jak najbardziej pozytywne – sama jeszcze nic nie mam, bo mnie na nią nie stać obecnie ;), ale kto wie … marzy mi się kołyska dla Patowej lali, chyba, że czas minie i dziecko mi dorośnie, to dla siebie specjalnie zamówię. A póki co zapraszam Was na wywiad by troszkę przybliżyć Wam jej osobę.
Nasza dzisiejsza bohaterka – Monika Balicka autorka Little B. … and Twins.
- Witaj Moniko 🙂 pierwsze pytanie: jak narodził się pomysł Little B. … and Twins?
MB: Wbrew pozorom to jest bardzo ciężkie pytanie, bo tak naprawdę to pomysł i pierwsze domowe prace Little B. … and Twins kiełkowały już ponad 2 lata temu. Wszystko zaczęło się od wiadomości, że jesteśmy w upragnionej ciąży. Wtedy zaczął się szał urządzania pokoju, malowania, meblowania, dekorowania itp. Pierwszym moim „dziełem” był napis na ścianę z imieniem córeczki, nad łóżeczko. Moja duma i satysfakcja sięgała zenitu, że zrobiłam sama, że nie poszłam na łatwiznę i nie kupiłam, a na dodatek mi się to podobało 🙂
Gdy już urodziła się Bianka, co chwilę coś zmieniałam, wymyślałam coś nowego. Robiłam pompony, girlandy i inne cuda wianki, ale wszystko tak dla siebie, dla znajomych i rodziny. Tak naprawdę, to taka potrzeba żeby Bianki pokoik była jak ze snów, to było spełnienie moich marzeń i snów z dzieciństwa, bo ja swojego pokoju nigdy nie miałam.
Im Bianula była starsza i im więcej rzeczy ją interesowało, tym więcej nowych zabawek i dekoracji wymyślałam i pomału realizowałam. Szczerze Ci powiem, że pierwotnie Little B. …and Twins, miało być tylko i wyłącznie blogiem, na którym dzielę się swoimi przemyśleniami, tym jak ogarniam moją BBande i takie tam moje pisanie, ale post w którym pokazałam pokoik Bianki, zasypał mnie wiadomościami typu: gdzie to kupiłam, gdzie tamto, skąd jest kołyska, że pokoik Bianki jest jak z katalogu, a jednocześnie nie jest sterylny i widać w nim małą żyjącą dziewczynkę itp. I tak sobie wtedy siadłam z moim Stefem, trochę chwaląc mu się tym, co inne Mamy mi wypisują i mój Stef mówi: „słuchaj Monia, skoro robisz te wszystkie rzeczy dla Bianki, za niedługo będziesz pewnie wymyślać coś dla chłopców, to przecież możesz je też robić dla innych Mam…”
I powiem Ci szczerze, że chyba na to czekałam i stwierdziłam że TAK! Że chcę! Że spróbuję!
Zawsze mówiłam Stefowi, że spełniam się robiąc te wszystkie rzeczy Biance, że serducho mi radość ogromna wypełnia jak widzę, że Ona się tym bawi, że ją to cieszy, a już w ogóle jestem w 7 niebie, gdy ktoś obcy mnie pochwali. Marzeniem moim było zostać projektantką wnętrz, i tak ciut ciut mi się ono spełnia.
- Skąd czerpiesz inspiracje i pomysły?
MB: Największą inspiracją i źródłem pomysłów jest moja Bianka. Chłopcy są jeszcze zbyt mali, ale wkrótce i oni będą mnie inspirować :). Inna sprawa, że gdzieś tam w głębi duszy też jestem małą dziewczynką i te wszystkie dekoracje, ozdoby i zabawki to takie moje marzenia z dzieciństwa. Kiedyś obiecałam sobie, że moje dzieci będą mieć wszystko na co dzieci zasługują i co powinny mieć i może w taki właśnie sposób realizuje swoje postanowienie….
To trochę może infantylne, ale tak naprawdę, zawsze tak było i jest i pewnie będzie, że dziewczynki lubią te wszystkie zabawy w mamę, dom, opiekę nad dzidziusiem i wszystkie inne sprawy, które sprawiają, że są już dużymi dziewczynkami, więc nie jest ciężko coś wymyślić, albo po postu mi to tak naturalnie przychodzi.
- Jak sobie radzisz z pracą i 3 urwisów?
MB: Nikt mi nie chce w to uwierzyć , ale naprawdę nie jest tak źle, jak może się wydawać :).
Dzieciaki mam cudowne i są naprawdę bardzo grzeczne – cała trójka. Bianka skończyła teraz 2 latka i nie będę ukrywać, że testuje nasze granice wytrzymałości jak tylko może J i nie będę ściemniać, że zawsze jest kochana i do rany przyłóż, bo są dni kiedy mam ochotę schować się w szafie i powiedzieć, że mnie nie ma … ale nie mogę :).
Chłopcy to są w ogóle aniołki – póki co. Zero kolek, bóli brzuszka, katarków, gorączek itp.
Więc jestem bardzo mile zaskoczona macierzyństwem z bliźniakami, bo nastawiałam się, że może być ciężko, a nawet bardzo ciężko. No i już pewnie wspominałam i to nie raz, ale powiem raz jeszcze, że mam naprawdę super męża, który potrafi zrobić wszystko przy dzieciach – przebrać pampersa, wykąpać itp. Gdyby nie fakt, że karmię piersią to nakarmić też by umiał. Stef potrafi też ugotować i to całkiem nie źle i co więcej pomaga mi wieczorami przy większości spraw związanych z Little B. … and Twins. On tworzy wszystkie metryczki i plakaty. Ja je wymyślam, tworzę w głowie, a On je przenosi na papier :).
Dużo osób mnie pyta, jak sobie radzę, albo z góry stwierdza, że pewnie sobie nie radzę, no bo niby jak przy 3 dzieci i to takich małych. Ale czy ja mam inne wyjście? Nie mam do pomocy sztabu babć, cioć i innych nianiek, więc muszę sobie dać radę i uważam, że wychodzi mi to całkiem nie źle.
- Co Cię cieszy?
MB: Hmm co mnie cieszy…? Powiem Ci szczerze, że pojawienie się na świecie Little B. całkowicie przewartościowało moje myślenie. Wcześniej byłam tylko ja i mój Stef. I wiadomo jak to młodzi ludzie – wielkie oczekiwania i wymagania od siebie i świata, a tu nagle pojawia się taki mały okruszek, który sprawia, że cieszysz się jego każdym uśmiechem, tym że dziś nie miał kolki, a pierwszy ząbek to jak święto. Może zabrzmi to górnolotnie, ale odkąd jestem mamą, cieszą mnie zwyczajne, codzienne rzeczy. Cieszę się jak Bianka tupta do nas z rana i wskakuje do łóżka prosto na nas, cieszy mnie jak się wygłupiają ze Stefem tak, że Mała ma aż czkawkę ze śmiechu, cieszy mnie gaworzenie chłopców i to że w weekendy jesteśmy wszyscy razem. Ogromną dumą i satysfakcją napawa mnie moja rodzina, którą tworzymy i to, że radzimy sobie ze wszystkim sami, że zawsze dajemy radę. Takie zwyczajne, a wcale niezwyczajne sprawy.
Nie byłabym sobą, ani 100% kobietą, gdybym nie powiedziała , że cieszą mnie również zakupy, wyjście do fryzjera, kosmetyczki, czy po prostu wyjście z przyjaciółką na kawę na miasto – bo każda kobieta to lubi i nie mów, że NIE :). Ale to już bardziej kwestia mojego dobrego samopoczucia, niż takiej czystej radości.
- Co Cię smuci?
MB: Smuci mnie i to bardzo krzywda dzieci. To nawet nie jest smutek, tylko niezrozumienie, złość, że można wyrządzić krzywdę dziecku. Jestem bardzo wrażliwa na dziecięcą krzywdę i niedole. Pewnie dlatego, że sama mam dzieci i gdyby ktoś je skrzywdził, wiem że byłaby w stanie zrobić wszystko, nie patrząc na konsekwencje.
Nie smuci, ale złości mnie, fakt, że im większy odnosimy sukces, tym więcej „życzliwych” osób pojawia się wokół nas. Może i prawdą jest, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, ale odnosząc sukces, czy kiedy zwyczajnie po prostu nie źle sobie radzisz, przyjaciół masz jeszcze mniej. I to mnie smuci – taka ludzka zawiść. Każdy patrzy, żeby temu drugiemu było gorzej niż mnie samemu. Nie rozumiem tego, bo nikomu nie życzę źle. Każdy jest kowalem swojego losu i od nas zależy jak to życie przeżyjemy.
- Twój największy sukces?
MB: Moim największym sukcesem jest moja rodzina. Ja wiem, że to ładnie brzmi, coś w stylu „Pragnę pokoju na świecie…”, ale ja to mówię poważnie. Moi rodzice rozwiedli się, gdy byłam dzieckiem i kiedyś obiecałam sobie, że ja stworzę taka prawdziwą rodzinę, jakiej mi zawsze brakowało. Wyszłam za mąż w wieku 21 lat – dość wcześnie, ale to było spełnienie moich marzeń – w końcu miałam swoją rodzinę. A pojawienie się Bianuli, tylko dopełniło to moje szczęście. Niczego w życiu tak nie pragnęłam jak właśnie Jej.
Oczywiście jestem dumna z ukończenia studiów, z samodzielnego napisania pracy dyplomowej i z tego, że jestem taką osobą. Ale to są takie półśrodki składające się na to, że mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa i spełniona, bo całe moje szczęście jest w domu.
- Co byś poradziła innym Mamom, które szukają własnej drogi?
MB: Przede wszystkim kochane moje idźcie własną drogą. Nikogo nie kopiujcie, nikogo nie naśladujcie, twórzcie coś własnego, oryginalnego. Ja nie mówię, że nie wolno się inspirować, bo każdy się czymś, czy kimś inspiruje, ale chodzi o to, żeby w tym wszystkim odnaleźć siebie i pasję, bo bez pasji i lubienia tego co się robi na dłuższą metę nie da się pociągnąć. W końcu cały zapał i chęci zgasną. Wiem, pewnie nie jestem oryginalna, bo takich „złotych myśli” jest na pęczki, ale taka jest prawda. Żyjemy w świecie, w którym wymyślone i powiedziane zostało już chyba wszystko, więc po prostu trzeba tu odnaleźć swoje miejsce i wygodnie się w nim ulokować :).
- Dziękuję za rozmowę i życzę Ci dużo sił oraz powodzenia w dalszym Tworzeniu i robieniu tego co kochasz przy boku swoich bliskich.