poród w wodzie rodzicielnik.pl
Mój głos w sprawie Poród

Poród rodzinny – moje przemyślenia i spostrzeżenia.

Uważam, że z porodem rodzinnym wcale nie jest taka prosta sprawa jak by się mogło wydawać. Po pierwsze trochę mnie dziwiło i dziwi kiedy słyszę, że mężczyzna z ochotą i radością deklaruje, że będzie uczestniczył w przyjściu na świat swojego potomka bo nie bardzo wiem co go w tym tak kręci, cierpienie swojej kobiety czy fenomen samych narodzin i widok jaki temu towarzyszy, lub kiedy kobieta oczekuje takiej deklaracji od ojca swojego dziecka jakby to było tak naturalne wydarzenie jak wizyta u dentysty lub teściowej ;). Dla mnie uczestnictwo ojca przy porodzie nie jest i nie było oczywiste i aby później nie było niesympatycznych sytuacji (np. jakaś trauma itp. czemu się akurat nie dziwię bo sama miałam koszmary, a nie należę do specjalnie wrażliwych osób) uważałam, że należy o tym rozmawiać, przegadać to i zastanowić się, przemyśleć za i przeciw, a przede wszystkim słuchać siebie nawzajem i nie ukrywać przed drugą osobą swoich obaw czy wątpliwości. Tu nie chodzi o modę, namowy kolegów czy koleżanek i opowieści jakie to mistycznie piękne przeżycie (??), ale o osobiste, indywidualne odczucia kobiety rodzącej i ojca dziecka i ich poszanowanie. Ja swojego porodu nie wspominam jako mistycznego przeżycia, wybaczcie, wręcz przeciwnie, wzdrygam się kiedy sobie przypomnę co się działo i co czułam, i pomyślę co mogłoby się stać z dzieckiem gdyby Pani Profesor nie było akurat w szpitalu, są jednak kobiety, które rodzą szybko, łatwo i nie potrzebują obecności faceta żeby przez to przejść (znam co najmniej jedną 😉 ), ale bywa i tak, że poród trwa kilka czy kilkanaście godzin i wsparcie bliskiej osoby jest nieocenione.  Ja od kiedy zaszłam w ciążę mówiłam, że nie chcę porodu rodzinnego, zresztą byliśmy w tej kwestii zgodni praktycznie do samego końca, jednak kiedy minął termin porodu i nic nie zapowiadało tego, że będzie szybko i łatwo poprosiłam Partnera o wsparcie, ale tylko podczas drugiej czyli najdłuższej fazy, kiedy rozpoczęła się trzecia faza (po 8 godzinach trwania drugiej) wyszedł z sali. Byliśmy umówieni na tyle elastycznie, że kiedy druga faza zaczynała się rozkręcać, a ja widziałam, że na nikogo poza pojawiającą się co jakiś czas studentką nie mogę liczyć zadzwoniłam do Partnera i poprosiłam żeby przyjechał. Ten czas, kiedy potrzebna jest druga osoba do znalezienia pozycji przynoszącej ulgę, kiedy boli, kiedy wsparcie silnego ramienia jest przydatne na sali czy pod prysznicem jest właściwym czasem na obecność przyszłego Taty. Wiadomo, że w bólu nie ulżył, ale ocierał twarz, podawał wodę, przypominał o oddychaniu (tak, można o tym zapomnieć bo naturalnym jest, że w momencie silnego bólu wstrzymujemy oddech), trzymał za rękę, po prostu był. A poza tym nie wiem jak inni, ale ja nie miałam pewności, że wszystko pójdzie idealnie, wolałam mieć go przy sobie w razie czego, różne są historie. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to była właściwa decyzja. Natomiast podczas trzeciej fazy porodu, kiedy roi się od lekarzy, położna przejmuje dowodzenie, mówi co i kiedy robić etc.. wtedy trzeba się skupić na konkretach i obecność bliskiej osoby w moim przekonaniu już nie jest aż tak konieczna, ważna jest świadomość, że jest tam obok i czeka na ten pierwszy krzyk swojego potomka. Na pewno będzie to dobry kompromis w sytuacji kiedy przyszły Tatuś nie chce uczestniczyć w samym porodzie bo ma ten komfort, że zawsze może wyjść, a Mamusia jest spokojniejsza bo wie, że on gdzieś tam obok jest. Poza tym uważam również, że Położna nie powinna go przekonywać do tego by pozostał argumentami poniżej pasa typu „no jak to, zostawi pan ją bez wsparcia w takiej chwili?!” już w trakcie porodu, to się naprawdę nie sprawdza i prędzej  czy później to „zmuszenie” wypłynie i zrodzi konflikt. To co ustalamy przed porodem to jest wyłącznie NASZA sprawa i osoby trzecie nie powinny w to ingerować, dlatego polecam przegadanie całej sprawy, rozmowa nic nie kosztuje, a można sobie zaoszczędzić późniejszych stresów czy pretensji i nie ma co zgrywać bohaterów bo poród to zwykle nie „herbatka u cioci na imieninach” ale długi, żmudny i pełen cierpienia proces wydawania na świat nowego życia, na pewno piękny, ale według mnie nie w stricte fizycznym tego słowa znaczeniu.

Jedna z Was napisała na swoim blogu w poście o porodzie nie rodzinnym coś bardzo istotnego, że mąż będzie naprawdę potrzebny w pełni władz fizycznych i psychicznych po porodzie, kiedy wróci do domu. Święta prawda, święte słowa. Ja przed porodem nie spałam dobę, a po porodzie dwie doby, siedziałam i pilnowałam córki, która się dusiła wodami płodowymi i śluzem, bo nie wiedzieć czemu zaistniała nowa moda nieodśluzowywania dzieci po porodzie. Siedziałam, pilnowałam, oka nie zmrużyłam. Po tak ciężkim porodzie chodziłam z nią, nosiłam, oklepywałam z energią, której w normalnej sytuacji pewnie bym w sobie nie odnalazła. Bałam się. Tam dopiero czułam się sama, tam tak naprawdę brakowało mi Partnera. Chciałam wracać do domu i modliłam się, żeby neonatolog wyraziła zgodę. Udało się. Mogłam wyjść w trzeciej dobie, więc kiedy po mnie przyjechali nie kontaktowałam. Kompletnie. Czynności wykonywałam machinalnie, ubrałam córeczkę, umieściliśmy ją w nosidełku, wypis i jazda do domu. W domu usiadłam i się rozpłakałam. Nie wiem ile czasu to trwało. Partner rozebrał córeczkę, położył w łóżeczku, mnie przebrał i zaprowadził do łóżka, dał ciepłą herbatę i położył spać. Sam zajął się 3 dniową córką. Przebierał ją, karmił, nosił. Nie wiem ile godzin spałam, zapewne kilkanaście. Obudziłam się w nowej rzeczywistości, ale już spokojna z poczuciem bezpieczeństwa, które dawał i daje mi mój Partner. Wziął urlop i był z nami dwa tygodnie, dbał o mnie, zajmował się córką, odciążał mnie maksymalnie, żebym mogła odpocząć. Od początku do dziś wspólnie ją kąpiemy, dzielimy się opieką nad nią, wstajemy na zmianę w nocy jeśli trzeba. Dzięki temu córka i On nawiązali cudowną i niepowtarzalną więź, która niezmiennie trwa i jest każdego dnia pielęgnowana. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego ojca dla mojego dziecka, ojca, który jest codziennie obecny, bawi się z córką, opiekuje się nią i czerpie z tego widoczną radość. I wierzcie mi, to jest dla mnie ważniejsze, niż obecność czy nieobecność przy samym akcie narodzin :).

Wiadomo, że każda kobieta będzie to inaczej przeżywać, ja piszę z własnej perspektywy i doświadczenia :).

shutterstock_114464986

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *