O rozszerzaniu diety niemowlęcia powiedziano i napisano już chyba wszystko. Wszyscy wiemy, że nowości do diety maluszka wprowadzamy po szóstym miesiącu niezależnie od sposobu karmienia podstawowego. Samo mleko już nie wystarcza, by pokryć zapotrzebowanie na wszystkie składniki odżywcze, zatem rozpoczynamy przygodę z nowymi smakami.
Ze Starszą, która nota bene była na butelce od początku, rozszerzanie diety zaczęłam tuż po czwartym miesiącu bardzo się spiesząc i ekscytując. Tym razem nie dosyć, że zawalczyłam o wyłączne karmienie piersią, to jeszcze nie spieszyło mi się do rozszerzania diety. Czekałam do skończenia szóstego miesiąca i po lekturze kilku ciekawych artykułów oraz zaopatrzeniu się w niezbędne pomoce kuchenne typu garnki do gotowania na parze, porządny blender i zestaw akcesoriów do karmienia rozpoczęłam naszą przygodę.
Nie szukałam jakie warzywa czy owoce mogę podać dziecku, bardziej kierowałam i nadal kieruję się intuicją. Na początek przygotowałam na parze marchewkę, dodałam odrobinę masełka, wody przegotowanej i zblendowałam. Później dołączył ziemniaczek, następnie dynia, dalej szparagi (zielone, sama główka najdelikatniejsza), pietruszka oraz niedawno cielęcina. Z owoców jabłko, banan i brzoskwinia. Konsystencję póki co mamy jednakową czyli dość rzadką. Co i tak jest nowością w stosunku do wodnistego mleka. Do każdej zabawy w smakowanie mam przygotowaną wodę w kubeczku z dziubkiem w razie potrzeby przepicia.
Młodsza córka, jako że jest karmiona wyłącznie piersią (jestem laktatoro odporna i nie mogę ściągnąć nic ponad 5ml) nie poznała smoczka. Butelka ze smoczkiem to dla niej twór niezrozumiały i służy jedynie do zabawy (rzut daleki do celu), podobnie jest ze smoczkiem uspokajającym. Dlatego od początku naszej przygody towarzyszy nam kubek treningowy , którego kształt pasuje do małych rączek dziecka, a antypoślizgowe uchwyty umożliwiają jego trzymanie. Mała bardzo go lubi i świetnie sobie radzi z piciem.
Napisałam „zabawa w smakowanie” celowo, gdyż tak naprawdę z każdego przygotowanego posiłku Młoda zjada 3-4 łyżeczki. Mlaszcze, próbuje, smakuje. Otwiera buźkę z ciekawością, ale kiedy już jest znudzona zamyka na amen. Wtedy ja odstawiam miseczkę. Mamy zasadę – ja decyduję co je i kiedy, a ona ile zje i czy w ogóle. Tak, zdarza się, że nie ma ochoty, wtedy nie naciskam. To wciąż mleko z piersi jest jej podstawowym pokarmem. W chwili obecnej dbam o to, by nasza zabawa w smakowanie miała miejsce dwa razy dziennie. Około godziny 12 danie obiadowe, zaś koło 15 deserowe. Zawsze siadamy do zabawy około pół godziny po karmieniu piersią. Mała jest odbita, wyspana i w dobrym humorze. Wtedy zabawa ma sens.
Obiadki przygotowuję sama. Mięso (cielęcinę) mam zmieloną i zamrożoną w malutkich porcjach. Po odmrożeniu duszę około godzinę. Na parze przygotowuję warzywa. Po przygotowaniu blenduję i przechowuję w kubeczku do przechowywania pokarmu w lodówce. Świeżą „zupkę” przygotowuję co drugi dzień. Owoc podaję świeży na bieżąco lub korzystam od czasu do czasu ze słoiczkowych. Nowości wprowadzam co 3 dni. Dotychczas nie zaobserwowałam żadnych problemów, ani skórnych, ani brzuszkowych.
Jeśli zdecydowałaś po szóstym miesiącu przejść na mieszankę wybierz mleko następne (z cyfrą 2), warto jednak skonsultować wątpliwości z naszym lekarzem. Podczas debiutu z mlekiem modyfikowanym obserwujemy dziecko pod kątem ewentualnej alergii (zmiany skórne, bóle brzuszka czy biegunki). Ja osobiście nie mam zamiaru wprowadzać do diety Młodszej mleka modyfikowanego, ale bynajmniej nie są to tematy dla mnie obce.
Przygotowanie posiłku dla młodszej to moment o poranku, w trakcie robienia kawy i przygotowywania śniadania. Resztki zawsze wrzucam do zupy lub sosu dla pozostałych członków rodziny i nic się nie marnuje. W tym przypadku gotowe słoiczki to niestety strata pieniędzy. Nie jestem ich przeciwniczką, Starsza to słoikowa dziewczyna, ale widzę teraz z biegiem czasu, jaki wpływ mamy na kształtowanie nawyków żywieniowych i jak to będzie pokutować w jej przyszłości. Nie będę się tu roztrząsać i próbować kogokolwiek nawracać 😉 bo wiem jak jest. Sama dawałam słoiki i tłumaczyłam sobie, że zdrowsze bo eko, że przebadane, że lepsze, że szybciej etc… Znam to wszystko z autopsji ;). I nikt by mnie wtedy nie przekonał. Teraz z biegiem lat i doświadczenia przekonałam się sama. Niestety na własnych błędach, dlatego Młodszej żywienie od początku jest o 180 stopni inne.
Znalazłam gospodarza na ryneczku, który mi szczerze mówi co jego, skąd (tunel czy pole) i ile podsypuje nawozu, co opryskuje itd. Przeczytałam również, że jeśli nie mamy pewności co do warzyw zawsze obieramy jedną warstwę więcej. I zawsze te naturalne, będą lepsze od gotowego jedzenia. Owszem, wakacje, podróże, słoiczki są wygodne od czasu do czasu. Jednak nie jako podstawa diety. Już nie.
Póki co Młodsza dzielnie podejmuje wyzwania i smakuje. Czasem się krzywi bo kwaśne, np. zupki lubi bardziej od kwaskowatych owoców. Plusem jest to, że Starsza obserwuje i też czasem chce by jej dać więc dojada po Młodszej. Jestem w szoku bo ciężko z tematem warzyw, a w formie naturalnej to już w ogóle. Do karmienia używam łyżeczek, które zmieniają temperaturę kiedy zupka jest za gorąca i jest to naprawdę duże udogodnienie. Wygodna miseczka wpinana w talerzyk pozwala na różne wariacje i stabilność w ręku.
Rozszerzamy, nie zastępujemy. Nie chcę jeszcze kończyć karmienia piersią, jeszcze nie. Czas i tak dla mnie za szybko leci, a ja bym tak chciała jeszcze to moje maleństwo tulić, patrzeć jak się śmieje trzymając w buzi cyca. Jak z ufnością się do mnie tuli. Dlatego nasza zabawa w smakowanie to nie pełne posiłki „w zamian za”, nadal karmię na żądanie, a dodatkowo Mała próbuje darów natury. Na razie nie myślę co będzie za miesiąc, dwa czy trzy. Nie chcę myśleć. Każdy kolejny kamień milowy będzie się wiązał z dorastaniem i zdobywaniem niezależności, a to czego doświadczamy teraz minie bezpowrotnie.
Lyzeczki zmieniające kolor bardzo ułatwiają karmienie. U nas w pewnym momencie starszak też chciał jeść zupy taką łyżeczka 🙂 przy synu też postawiłam ba samodzielne gotowanie, sloiczki były u nas sporadycznie. Rozszerzenie diety nastąpiło w 5 miesiącu mimo, że był karmiony piersią ze względu na niską wagę wg lekarza (po tych kilku latach wyszło, że taka jego budowa). U córki „nowe” jedzenie wprowadzilam w 6 miesiącu, też byłam nastawiona, że będę gotować samodzielnie posiłki. Niestety po 2 miesiącach gotowania córka odrzuciła moje potrawy, zbuntowala się i przez prawie kolejne 2 miesiące chciała jeść tylko sloiczki by ponownie wrócić do mojej kuchni. Jadła wszystko to, co my tylko nie przyprawione. Jadła wszystko
wszystko ze smakiem.