Generalnie trudny temat, chcę jednak go opisać ponieważ uważam, że każda Mama powinna być świadoma tego, co może, choć nie musi, wydarzyć się podczas porodu. Czytałam, że obecnie poród zabiegowy to około 3-5% wszystkich porodów, chodzi o wyciągacz próżniowy lub kleszcze, nie wiem jaki procent to jedno i drugie podczas jednego porodu bo takich danych statystycznych nie znalazłam więc wychodzi na to, że jestem przykładem spoza statystyk. Dokładnie, doświadczyłam tego na własnej skórze. Co pocieszające jak widać przeżyłam i mam się świetnie, Córa też nie odniosła obrażeń. Wiadomo, że każda z oczekujących Mam nastawia się, że wszystko pójdzie dobrze, maluch urodzi się siłami natury, szybko, lekko itd.. i tak powinno być, bo dodatkowy stres przed porodem nie jest potrzebny. A w trakcie to już, wierzcie mi, jest nam kompletnie wszystko jedno. Kiedy podczas drugiej fazy porodu, która nie może trwać dłużej niż dwie godziny, coś idzie nie tak i dziecko np. utknie a Matka albo nie ma już siły przeć albo nie czuje skurczy, lekarze muszą dziecku pomóc wyjść na świat. W moim przypadku przestałam czuć skurcze parte, ot tak zwyczajnie, czułam, że nadchodzi, ale jakoś tak się rozchodził, że już nie wiedziałam kiedy przeć. Więc spróbowano wyciągacza próżniowego, przyssano jego końcówkę do główki małej i próbowali ciągnąć, jednak okazało się, że mała się jakoś im w trakcie obróciła i przyrząd odessał się od jej główki (z tej przygody został jej krwiak na główce, który się wchłoną po jakimś niedługim czasie). Czas się kończył, gdyż mijała już druga godzina, wtedy nastąpił zwrot akcji, wszyscy się rozstąpili (a było z 15 studentów i stażystów co najmniej) i podeszła starsza pani dr, usłyszałam tylko krótkie „poproszę kleszcze” i do mnie „będzie pani przeć jak poczuje skurcz”, ja jej na to, że nie czuję, a ona „to pani powie kiedy nadchodzi, a ja powiem kiedy przeć”. Założyła kleszcze w kilka sekund, a minutę później Córa już była na świecie. Nie płakała, zabrali ją do badania, dopiero po chwili usłyszałam jej płacz, ale dali mi ją dopiero jak dwóch neonatologów orzekło, że jest ok. Dostałam zastrzyk przeciwbólowy, po którym widziałam podwójnie, ale otrzeźwił mnie na tyle, że mogłam normalnie rozmawiać z lekarzem, który mnie zszywał (nic nie czułam) i gadać do Młodej gapiącej się na mnie spod koszuli swoimi wielkimi ślepiami. Cóż, nie będę Wam pisać, że nie bolało i ogólnie ekstaza bo to kompletna bzdura, poród nie był dla mnie mistycznym przeżyciem, był trudnym doświadczeniem, miałam koszmary jeszcze kilka nocy, ale dałam radę. Dzięki wsparciu wielu osób, Położnej na sali porodowej, Położnej środowiskowej (Agnieszce Torłop z HEGET ) i Partnera nie załamałam się. Dodatkowo świadomość, że mała jest cała i zdrowa dała mi siłę, żeby się nad sobą nie trząść tylko wziąć się w garść, zacisnąć zęby i działać. Bo to wszystko da się przeżyć, naprawdę.
Warto jednak zapoznać się z ewentualnymi powikłaniami po pochwowej interwencji operacyjnej, a mianowicie:
Kleszcze:
- u 31% kobiet stwierdzono pęknięcie krocza powyżej II st.
- u 1% noworodków doszło do zranienia twarzy
- u 0,5% noworodków stwierdzono porażenie nerwu twarzowego
- krwiak podokostnowy 1%
- krwotok węwnątrzczaszkowy 0,1%
Wyciągacz próżniowy:
- u 17% kobiet stwierdzono pęknięcie krocza powyżej II st.
- u 12,8% noworodków stwierdzano krwiaki podokostnowe
- u 0,2% noworodków stwierdzono porażenie nerwu twarzowego
W przypadku podobnym do mojego % ryzyka wzrasta do sumy z dwóch powyższych. Biorąc pod uwagę, że porody operacyjne nadal odgrywają ważną rolę w codziennej praktyce położniczej warto wiedzieć, że każdy taki poród wymaga odpowiednio przeszkolonego personelu, właściwych wskazań i przestrzegania wyznaczonych procedur oraz rozważenia potencjalnych powikłań. Przy tych założeniach obie operacje (kleszcze i wyciągacz próżniowy) wydają się bezpieczne. (z wykładu na IV roku wydziału lekarskiego na Uniwersytecie Medycznym im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu – Katerda i Klinika Perinatologii i Ginekologii, fot. porod.edu.pl)
Temat dla mnie świeży bo dokładnie 3 tygodnie temu rodziłam – skończyło się na nacięciu, na szczęście bez dodatkowych zabiegów. Właśnie opisałam na blogu swoje wrażenia dotyczące szpitala, bo rodziłam w Św. Rodzinie w Poznaniu, może sam poród też kiedyś opiszę. pozdrawiam Agnieszka