LifeStyle

Bliskość a regulacja emocjonalna.

Dzieci przychodzą na świat kompetentne pod względem przeżywania emocji. Nie potrafią natomiast ich regulować (rozpoznawać, radzić sobie z nimi). I tutaj wkraczamy my, dorośli. Im bliżej naszych dzieci będziemy, tym większych kompetencji nabiorą w radzeniu sobie z trudnymi emocjami.

Czym są emocje?

Emocje są nam potrzebne z punktu widzenia naszego przeżycia. Emocje to sygnały z ciała, które informują nas o naszych potrzebach.
Przykładowo:
• strach jest reakcją na nieznane zagrożenie, motywuje do działania, walki lub ucieczki, • smutek pozwala innym zareagować na nasze oddalenie, pocieszyć, • wstyd ostrzega nas przed zachowaniem, które może sprawić, że zostaniemy wykluczeni z grupy (w czasach plemiennych było to niemal równoznaczne ze śmiercią), • radość inicjuje przebywanie z innymi, informuje nas, że czujemy się dobrze, • współczucie pozwala nam zatroszczyć się o innych członków grupy, • rozczarowanie pozwala spojrzeć na problem z innej perspektywy, wyjść ze swojej strefy komfortu i spytać, czego tak naprawdę potrzebuję, • złość jest sygnałem, że powinnam się zatroszczyć o własne potrzeby, może jestem głodna lub zmęczona, ale to przegapiłam.
Już z powyższego widać, że nie ma dobrych i złych emocji. Wszystkie są adaptacyjne, wszystkie nam pomagają1. To, czy dana emocja „odpali” pod wpływem bodźca, czy też go zignorujemy, zależy od tego, jak dobrze jesteśmy wyregulowani. My, dorośli, posiadamy w swoim ciele (nie tylko w mózgu) istotne mechanizmy samoregulacji emocji.
Stanowi ona pewną umiejętność posługiwania się własnymi emocjami w celu zaspokojenia potrzeb: najczęściej swoich, bywa jednak że także cudzych (współczucie). Nabywamy ją stopniowo przez całe życie, ale w dużej mierze na nasze jej opanowanie wpływają doświadczenia wczesnego dzieciństwa (okres 0–6 lat). To one kształtują w nas tzw. rezyliencję, czyli odporność psychiczną: kapitał, który wnosimy w dorosłe życie.

Regulacja emocji

Jak wzmocnić odporność psychiczną swojego dziecka? Jesteśmy ssakami, czyli stworzeniami, które mogą przeżyć i rozwijać się wyłącznie w grupie. Także trudnej sztuki samoregulacji emocji uczymy się w oparciu o innych. Regulacji emocji dzieci uczą się w kontakcie z nami, dorosłymi. Poprzez wspierający kontakt z dorosłym dziecko uczy się, że każda emocja jest ważna, że może na nas liczyć (wspieramy u dziecka poczucie bezpieczeństwa) oraz obserwuje nasze własne reakcje na różne emocje (modelowanie). Jeszcze inaczej patrzy na to psycholog Małgorzata Stańczyk. Mówi, że my, rodzice, stanowimy emocjonalny outsourcing dla naszych dzieci, które same jeszcze nie potrafią się regulować. Wsparciem dla dziecka możemy być tylko wtedy, gdy sami jesteśmy wypoczęci i wyregulowani. Dlatego tak ważne jest to, o czym się ostatnio coraz więcej mówi: że rodzice powinni w pierwszej kolejności zadbać o siebie. Nie stanowi to wyrazu egoizmu, a wręcz przeciwnie – troski o dziecko, któremu nie jesteśmy w stanie zapewnić pełnej uczucia opieki ani wystarczająco rezonować z jego potrzebami, gdy sami jesteśmy zmęczeni, głodni, niewyspani, zgrzytamy na wszystkich zębami i błagamy o koniec dnia.

Nerw błędny – błędny rycerz emocji?

Jednym z mechanizmów regulacyjnych, na który mamy wpływ już od początku życia dziecka, jest wzmacnianie sygnału nerwu błędnego. Jest to najdłuższy z nerwów w naszym ciele. Anatomicznie można go scharakteryzować jako nerw czaszkowy, który rozpoczyna się w rdzeniu przedłużonym, a następnie opuszcza czaszkę przez boczną część otworu szyjnego, by następnie opleść swoimi rozgałęzieniami wszystkie główne narządy klatki piersiowej, w tym serce, aż do jamy brzusznej, gdzie się kończy.
„Nerw błędny jest także neurobiologicznym podłożem układu przywspółczulnego” (Porges, 2011). Układ przywspółczulny to ten, który odpowiada za nasz odpoczynek po przebytym stresie – od tego jak działa, zależy w dużej mierze nasza odporność psychiczna.
Dla organizmu najkorzystniej jest, aby znajdował się jak najwięcej w stanie równowagi.
Funkcjonalnie nerw ten dzieli się na zespół nerwu grzbietowego i brzusznego. Nerw błędny brzuszny jest szybszy niż grzbietowy, gdyż pokrywa go otoczka mielinowa, która zwiększa przewodzenie impulsów (do 400 km/godz.). To on pozwala ludziom jako jedynym ssakom korzystać z układu przywspółczulnego w celu uspokojenia się. Nerw błędny (łac. nervus vagus) stał się tak ważnym modelem terapeutycznym, że powstała wokół niego cała teoria, zwana (od nazwy nerwu) teorią poliwagalną. Jej autorem jest psychiatra i terapeuta Stephen Porges. To w dużej mierze od rodziców dziecka zależy, czy sygnał nerwu błędnego będzie silny, czy nie. Intensywniejszy sygnał oznacza większą zdolność do samowyciszania i samoregulacji.
„Przywiązanie oparte na poczuciu bezpieczeństwa jest powiązane z wyższym sygnałem nerwu błędnego” (Arden, 2017). Zatem im lepsze i bezpieczniejsze relacje dziecko nawiązuje na wczesnym etapie życia (0–3 lat), tym silniejszy sygnał i lepsza zdolność samoregulacji.Teoria poliwagalna mówi także o nerwie błędnym jako o systemie zaangażowania społecznego, ponieważ kontroluje on także mięśnie twarzy, by wyrażały poszczególne emocje (w zależności od aktywności narządów w klatce piersiowej!). Jeśli się uśmiechamy, czujemy się bardziej zrelaksowani. Gdy uśmiechamy się do dziecka, ono także odczytuje te emocje i bierze je za dobrą monetę – uruchamia się jego układ przywspółczulny. Okazuje się, że za tym procesem stoi oksytocyna, hormon więzi społecznych. Na nerwie błędnym znajdują się liczne receptory tego hormonu. Aktywność nerwu błędnego stymuluje wydzielanie oksytocyny.

Dotyk

Nerw błędny najłatwiej można stymulować poprzez dotyk. Jest on kluczowy dla naszego przeżycia – i to nie tylko wtedy, kiedy jesteśmy małymi dziećmi. Noszenie, tulenie, kołysanie, głaskanie, karmienie piersią – to jest inwestycja w dziecięcy kapitał emocjonalny. Im więcej dotyku i bliskości emocjonalnej, tym więcej uwolnionej oksytocyny krąży w organizmie dziecka i rodzica. Wspomaga to pielęgnację niemowlęcia, ale przede wszystkim zwiększa mielinizację nerwu błędnego, wspomagając jego siłę przewodzenia impulsów.
Najmniejsze niemowlęta, które nie mają jeszcze pojęcia o możliwościach samoregulacji, instynktownie szukają piersi, gdy się przestraszą, zestresują lub sytuacja je przerośnie. Bliskość z naszymi dziećmi sprawia, że wytwarza się między nami unikatowa więź, dzięki której dzieci uczą się regulacji emocji. Ale bliskość to nie tylko bliskość fizyczna, to także emocjonalna dostępność.

Pozwolić fali przepłynąć

Podstawą budowy relacji pomiędzy rodzicem a dzieckiem jest dostępność emocjonalna tego pierwszego. To taki stan, w którym jesteśmy wyczuleni na potrzeby emocjonalne naszych dzieci, interesujemy się nimi. Niekoniecznie musi się to łączyć z poświęcaniem dziecku uwagi (badania wykazują, że 30% takiej uwagi jest wystarczająca dla utrzymania bliskiej więzi i rozwoju dziecka). Ważne, abyśmy reagowali wtedy, kiedy dziecko tego rzeczywiście potrzebuje, czyli nie później, ale też nie wcześniej. Gdy pojawiają się trudne emocje u dziecka, zazwyczaj nam, rodzicom, również jest ciężko. Wiele zależy od tego, jakie wzorce sami odziedziczyliśmy, z jakich domów pochodzimy. Dla niektórych z nas płacz dziecka jest tak bardzo nie do zniesienia, że staramy się go za wszelką cenę uciszyć. Te wszystkie: „nic się nie stało”, „nie przesadzaj”, „o, popatrz, jaki klocek ci przyniosłam” (odwracanie uwagi) mają często właśnie takie źródło. Działając w ten sposób, sprawiamy, że dziecko traci kontakt z ciałem. Zaś kontakt z własnym ciałem i jego potrzebami jest nam niezbędny, by przetrwać. Najlepszym rozwiązaniem dla dziecka, gdy pojawia się fala emocji, jest pozwolić jej się przetoczyć. Ale w żadnym wypadku nie mam tutaj na myśli odsyłania do swojego pokoju! (Chyba że dziecko deklaruje, że chce być same, ale wtedy naszym zadaniem jest za jakiś czas zapukać, nawiązać kontakt). Fala emocji przetacza się w obecności i przy pełnym empatii towarzyszeniu rodzica. Rodzic jest blisko. Może usiąść obok dziecka, zadbać o jego bezpieczeństwo (np. w supermarkecie usiąść tyłem do innych klientów, odgradzając siebie i dziecko), oczyścić przestrzeń z niebezpiecznych przedmiotów i… po prostu być. Ważniejsza jest tutaj intencja wytrwania przy dziecku niż uciszanie, staranie, by to jak najszybciej minęło. To trwanie przy dziecku, zwłaszcza na początku, może być dla nas bardzo niekomfortowe. Jednak w ten sposób pozwalamy mu przeżyć emocję od początku do końca i odpłynąć, nie pozostawiając po sobie śladu.

Modelowanie

Kolejną drogą rozwijania kompetencji emocjonalnych, również powiązaną z bliskością dziecka i opiekuna, jest modelowanie. Na pierwsze sześć lat życia przypada okres intensywnego rozwoju mózgu emocjonalnego
(van der Kolk, 2018), czyli tego obszaru, który odpowiada za autonomiczne funkcje naszego ciała, jak oddychanie i połykanie, a także za emocje, pamięć, sen. Kształtuje się on w oparciu o doświadczenia – to znaczy, że cokolwiek przydarza się dziecku na wczesnym etapie życia, wejdzie w skład jego prywatnej mapy postrzegania świata. Dziecko, obserwując nas, uczy się reakcji na stres na podstawie posiadanego wzorca – własnych rodziców. To, w jaki sposób my sami radzimy sobie ze stresem, będzie miało bezpośredni wpływ na zachowanie i emocjonalny rozwój naszych dzieci. To dlatego tak ważne jest, aby dziecko przebywało wśród wielu dorosłych. Mała rodzina nie daje mu bowiem zbyt dużo możliwości korekty wadliwego wzorca, który ze sobą wnosimy. Liczne reakcje wielu życzliwych osób sprawiają, że dziecko ma szansę wybrać, która reakcja na stres jest dla niego najkorzystniejsza.

Komunikacja

Ważnym elementem nauki emocji jest język. Początkowo uczymy dzieci rozpoznawać i nazywać ich własne emocje. Możemy to robić za pomocą prostych komunikatów (u przedszkolaków można używać intonacji pytającej, by pozwolić dziecku na pracę z daną emocją):
„Widzę, że się zdenerwowałeś”, „Chciałbyś się dłużej pobawić”, „Zasmuciłaś się, co?”. U młodszych dzieci, dwu-, trzylatków można używać emo-kodu, np. różne kolory chusteczek oznaczają różne uczucia. U starszych dzieci dobrze sprawdzi się koło emocji, wskazujące, jaką emocję oraz o jakim natężeniu dziecko przeżywa. To, o czym warto pamiętać podczas konstruowania takich komunikatów, to kładzenie nacisku na osobę (tak jak w ostatnim zdaniu). Rzeczywistość obiektywna bowiem jest neutralna emocjonalnie – to my ją interpretujemy zgodnie z własnym stanem ducha. W ten sposób dbamy również o to, aby dziecko miało kontakt ze swoimi emocjami. Aby nie straciło z pola widzenia tego konkretu, jakim jest ono samo i jego emocje, które są jak najbardziej realne

Książki

Wreszcie możemy sięgać po książki dla dzieci mówiące o emocjach.
Polecam zwłaszcza dwie. Pierwszą jest Akceptuję, co czuję. Moje emocje autorstwa znanej francuskiej psycholożki Isabelle Filliozat. Zawiera ona gry i zabawy dla przedszkolaków, głównie w tak lubianej przez dzieci interaktywnej formie (wycinanki, wyklejanki). Dziecięcym przewodnikiem po świecie emocji jest Profesor Feelings. Książka zawiera także wzorzec koła emocji oraz poradnik dla rodziców.
Druga książka to Uczuciometr Inspektora Krokodyla Susanny Isern. Tutaj głównym bohaterem jest Inspektor Krokodyl, ale książka pełna jest innych zwierzęcych bohaterów. Historie poszczególnych bohaterów stawiają dziecko przed dylematem: co czuję, jak to czuję oraz co mogę z tym zrobić. W książce pełno jest przykładów prezentujących konkretne uczucia. Tutaj także znajdziecie praktyczne narzędzie w postaci wklejki z kołem emocji, ale tym razem nazywa się ono Uczuciometr.
Bez względu na to, jaką drogę obierzemy, pamiętajmy, że jesteśmy przewodnikami naszych dzieci. To z nas dziecko czerpie wiedzę o emocjach, a nasza bliskość zapewnia mu narzędzia, które zostaną z nim na całe życie.

BIBLIOGRAFIA

  1. Stephen Porges (2011) The polyvagal theory: Neurophysiological foundations of emotions, attachment, communication, and self-regulation, Norton, New York. 2. John B. Arden (2017) Neuronauka w psychoterapeutycznym procesie zmiany, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków.

Magazyn Dzieci – Czasopismo dla rodziców dzieci w wieku przedszkolnym wyd. 1-2020

Sytuacja dynamicznie się zmienia, a Dzieci nie lubią nudy i nadmiernej ciszy…

Dlatego uruchomiliśmy właśnie e-wydania! Możecie kupić jeden dowolny numer (10-12 zł) lub zapisać się na roczną prenumeratę za zaledwie 60 zł!

>> https://magazyndzieci.pl/zamow-prenumerate

Każde wydanie będziesz otrzymywać w PDFie i czytać jak wolisz – na komórce, komputerze bądź tablecie. To co, zaczynamy wiosnę z Dziećmi i umilamy sobie kwarantannę?

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *