„Nigdy nie zjadła pierwsza, zawsze najpierw nakarmiła dzieci, a dopiero później jadła sama”.
Kilka dni temu media podały, że w pożarze spłonęła Matka ratując wcześniej trójkę swoich dzieci. Nie wiadomo dlaczego i po co wróciła do płonącego domu, zapewne po coś ważnego, ale tego nie dowie się już nikt. Dwa lata wcześniej zmarł Ojciec. Pozostało troje dzieci, które w swoim krótkim życiu przeżyły więcej, niż nie jeden człowiek przez całe życie. Przez chwilę niepewna była ich przyszłość, nagle Instytucje Rodzinne zainteresowały się Babcią dzieciaków, starą chatą i biedą. Zaczęto dywagować, czy nie lepiej dzieciom będzie w Domu Dziecka, na szczęście ktoś w porę zainterweniował i znalazły się środki na wsparcie dla Babci, na remont, a w przyszłości może na nowy dom. Ludzie dobrej woli, nie tylko z Polski, ale i z innych krajów przekazali paczki dla rodzeństwa i na całe szczęście (mam nadzieję) nie przyjdzie dzieciom przeżywać dodatkowych cierpień związanych z umieszczeniem ich w placówce, kiedy mają kochającą ich Babcię, którą znają, a która może im też – skromnie bo skromnie- ale zapewnić poczucie bezpieczeństwa, którego zapewne teraz bardzo potrzebują. Słuchając tego reportażu z szeroko otwartymi oczami zachodziłam w głowę gdzie były te wszystkie instytucje rodzinne dotychczas? Przecież widać było, że Matce-Wdowie też się nie przelewało, że było tam raczej skromnie. O tym jednak można by było księgi pisać, kolejny przykład nieudolności systemu. Pomijam już gorący ostatnio temat chęci zabierania dzieci rodzicom nieporadnym życiowo (mimo, że te dzieci kochają tych rodziców bezwarunkowo i byłaby to dla nich zapewne wielka krzywda i niesprawiedliwość), a na przemoc czy agresję wszyscy są zwykle głusi i ślepi. Jednak wracając do głównego wątku, naszła mnie taka refleksja, jak bardzo kruche jest nasze życie. Jedna chwila może zmienić wszystko o 180 stopni. Mam w sobie dużo pokory wobec losu, siły wyższej, Boga – kto w co wierzy, niepotrzebne skreślić. Każdego dnia rano dziękuję za to, że mogłam się obudzić, staram się wykorzystać czas z dzieckiem maksymalnie, tulę ją i całuję ile się da i na ile mi pozwala, wdycham jej zapach całą sobą i modlę się by trwało to jak najdłużej, by miała radosne dzieciństwo, by miała nas. I też płaczę nad tymi dziećmi co tracą rodziców, nad tymi rodzicami co tracą dzieci.
I jeszcze jedna dygresja. Zauważyłam w internetach, że ludziom bardzo łatwo przychodzi ocenianie: „tak powinno być dobrze”, „tak jest źle”, „lepiej dla… by było tak”. Dobrze dla kogo? Źle dla kogo? Pieprzenie! Jak przeżyjesz człowieku jedną czy drugą tragedię będziesz mógł się wypowiedzieć, co nadal nie da Ci prawa oceniania, ale wtedy już oceniał nie będziesz, bo nauczysz się pokory. Warto czasem zostać przez życie skopanym, warto sięgnąć dna i się od niego odbić choćby tylko po to, by docenić życie i nauczyć się szanować innych ludzi, nauczyć się nie dokonywać pochopnych ocen, często krzywdzących ludzi, o których nie mamy bladego pojęcia. Między wyrażaniem opinii, a osądem czy oceną jest bardzo cienka granica i niestety bardzo mało osób ją w ogóle zauważa, a szkoda – otaczałoby nas dużo mniej agresji, którą bezmyślne oceny czy osądy wzbudzają w innych.