Nadchodzi taki czas w życiu małego człowieka, że zaczyna poznawać. Wiedziony ciekawością chce dotknąć, poznać, poczuć i posmakować. Nie wie co to strach i nie czuje zagrożenia. To my rodzice mamy za zadanie wytyczyć mu bezpieczne ścieżki.
Dom kryje w sobie miliony niebezpieczeństw.
Odkryłam to tak naprawdę dopiero przy drugim dziecku. Starsza córka nie miała w sobie tyle ciekawości do poznawania otaczającego ją świata, ile ma młodsza. Długo nie chodziła, jeszcze dłużej nie raczkowała, a kiedy już zaczęła to robić nie była jakoś specjalnie zainteresowana eksploracją domu. Młodsza za to nie dosyć, że przygodę z raczkowaniem zaczęła szybko i zwinnie, to jeszcze zystkała miano bardzo dociekliwego i upartego odkrywcy.
Najciekawsze jest tam, gdzie nie wolno.
Nie ma się co dziwić, przecież my dorośli też czasem lubimy odrobinę takiej adrenaliny. Dzieckiem wiedzie ciekawość. Co tam zobaczę, co spotkam, co posmakuję. Szczególnie to ostatnie wiąże się z tym, że już nie raz dostałam zawału. Odpowiedni poziom adrenaliny podtrzymują przedmioty, które od czasu do czasu wyciągam małej z buzi. Mimo, że odkurzacza nie chowam. Ba, jest w użyciu od godziny 7 rano do samego wieczora tyle razy, że gubię rachubę. Znajomi się śmieją, że to stały element drugiego planu zdjęć. Tak jest, jednak co z tego, skoro mały poszukiwacz potrafi mimo wszystko udowodnić, że moje „dokładne odkurzanie” jednak takie dokładne nie jest. Znacie to?
Są takie pomieszczenia w domu, które napawają mnie lękiem. Mam bogatą wyobraźnię i jej oczami widzę dziecko próbujące proszku do prania lub spadające na nie noże. Może to skrajnie drastyczne przypadki, jednak w tym wypadku wolałam zdecydowanie dmuchać na zimne. Kiedy Młodsza zaczęła testować moją czujność i wymykać się ukradkiem do kuchni i łazienki, a robiła to często i z uporem, podjęłam radykalne kroki. To dwa pomieszczenia, które postanowiłam odgrodzić z myślą o jej bezpieczeństwie.
Kuchnię mamy bardzo małą i wąską. Nie trudno tam o wypadek, dlatego nawet starsza córka rzadko tam wchodzi, a nie robi tego nigdy podczas gotowania. Łazienkę też mamy niewielką, chemię trzymamy pod zlewem w szafce więc dostęp do niej nie jest specjalnie skomplikowany, a nie mamy alternatywy. Dlatego zapadła decyzja o zamontowaniu bramek. Mój wybór padł na barierki TRUUS marki Lionelo. Proste i szybkie w montażu, bez konieczności wiercenia, w komplecie z przedłużkami, umożliwiającymi montaż w szerszych przejściach ( 2 x 10 cm). Zabezpieczone przed dziećmi otwieranie w obie strony, co jest wygodne jeśli maluch akurat siedzi obok bramki. Minusem może być próg, o którym trzeba pamiętać (szczególnie w nocy), jednak szybko się do niego przyzwyczailiśmy. Wysokość 80 cm, kolor biały, ładne i porządne wykonanie (metal i plastik), dzięki temu nie szpecą wnętrza.
Przyznam, że kiedy tylko zostały zamontowane odetchnęłam z ulgą. Mogę spokojnie gotować lub sprzątać w kuchni nie martwiąc się, że córce stanie się krzywda. Zwykle stoi sobie przy bramce i patrzy co robię lub siedzi obok i bawi się przyborami kuchennymi. Nie muszę biec na złamanie karku za nią do łazienki, a wierzcie mi, że ma przyspieszenie kiedy wie, że będzie broić ;).
Dzieci to nasza odpowiedzialność. Każdego dnia drżę o to, czy o tamto, staram się przewidywać, chociaż przy kreatywnej czterolatce i ciekawskim niemowlaku nasza wyobraźnia często jest niewystarczająca. Mimo to jednak staram się, by z jednej strony pozwalać im poznawać świat, a z drugiej dbać o ich bezpieczeństwo.
Wasze pociechy też są takie ciekawe świata? 🙂
Jak widać świetny patent nie tylko dla piętrowych mieszkań.