Szpital. Sanitariusze przywożą pacjenta z karetki. Pan, na oko około 80-cio letni, osłabiony, oczy przymknięte. Słyszę rozmowę pielęgniarki z lekarzem
– Trzeba zrobić zabieg, pacjent chodzący? – nie, nogi odjęte, ma przyjechać żona, przywieźć leki…
– Proszę pana, musimy pana zabrać na zabieg, słyszy pan, rozumie pan?
– tak… a będzie bolało…? Spoglądam na pielęgniarkę, uśmiecha się ciepło
– Nie, nie będzie, proszę się nie bać.
Przejeżdżają łóżkiem tuż obok mnie, patrzę mu w oczy i uśmiecham się pokrzepiająco, odwzajemnia uśmiech.
Siedzę na krześle i czytam książkę, wjeżdża łóżko z pacjentem, po chwili z zamyślenia wyrywa mnie głos:
– Pani tu była cały czas?
– Tak, pilnowałam was obu – uśmiecham się
– Pani taka kochana córka… i tak zaufanie wzbudza, pani spojrzy i już człowiek się czuje bezpiecznie.
Wywiązuje się między nami rozmowa, poznaję historię, po której przychodzi refleksja. Pomagać rodzicom nie z poczucia obowiązku, ale z miłości okazuje się być coraz mniej popularne. Z wdzięczności i z szacunku, z głębi serca? Coraz trudniejsze. Być obok nie z musu, ale z potrzeby zapewnienia poczucia bezpieczeństwa – niezrozumiałe. Traktować tak, jakby się kiedyś chciało samemu być traktowanym – a kto o tym myśli? Uczymy nasze dzieci dziękować, ale szczerej wdzięczności ich nie nauczymy, bo na wdzięczność trzeba sobie zapracować. Nie zmusimy dziecka by nas szanowało, bo na szacunek trzeba sobie zasłużyć. Decydujemy się na dziecko, rodzimy, pielęgnujemy, zapewniamy byt, miłość, zaspokajamy potrzeby, spełniamy zachcianki czy ofiarowujemy drobne chwile przyjemności, od samego początku to nasza decyzja, decyzja o powołaniu nowego życia na świat i obowiązek związany z tą decyzją, jaki dobrowolnie na siebie nakładamy. Nie oczekujmy za to wdzięczności, jeśli nigdy nie zawiedziemy i pokażemy własnym przykładem dobre wzorce to ta wdzięczność przyjdzie naturalnie i u jej podstaw będzie leżała miłość, a nie poczucie spełnienia przykrego obowiązku.
Patrzę na swoją córkę i wyrażam nadzieję, że uda nam się ją wychować tak, by kiedyś w przyszłości potrafiła być empatycznym człowiekiem, by nie czuła brzemienia obowiązku, ale wewnętrzną radość z możliwości pomocy i naturalną chęć jej niesienia innym ludziom, a jeśli jej nie zawiedziemy to i nam rodzicom. Zaś w istocie tym, w jaki sposób my traktujemy naszych rodziców, zapracowujemy sobie na to, w jaki sposób kiedyś będą traktowały nas nasze dzieci.
– Pani też tutaj? – pyta starszy pan o smutnych oczach
– Nie, ja do towarzystwa – uśmiecham się
– Ahh, moja córka nie miała czasu, musiała jechać…praca…rozumie pani? (nie, nie rozumiem, też mam pracę, przeziębione dziecko i jestem tutaj, dlatego przykro mi, nie rozumiem) – widzi pani, co na emeryturze człowiekowi przyszło? … miał być odpoczynek, a jest szpital… lekarz mówi, że jest źle… nie daje nadziei.
Nie rozumiem jak w takiej ciężkiej chwili można zostawić człowieka samego 🙁 W szpitalach leżałam nie raz, nie dwa i widziałam wiele ludzkiego cierpienia. Myślę, że wtedy potrzebny jest ktoś bliski. Nawet po to żeby tylko siedział obok i milczał.
Sama chciałabym żeby mój syn szanował mnie z głębi serca a nie z przymusu. To chyba marzenie każdego rodzica. Wystarczy pokazać dziecku swoim zachowaniem, gestami i szczerością. Wszystko to co sztuczne i nieszczere dzieci wyczuwają z daleka…
Patrzę właśnie na moją mamę jak drzemie wykończona po pracy i lzy ciekna same… Ma 60 lat a musi pracować po 12h dziennie 5 dni w tygodniu. Jest inwalidka, ma sztuczne kolana, cierpi każdego dnia. A ja nie mogę jej pomoc. W dodatku wiem ze smama.wiele razy ja skrzywdzilam i wiem ze nadal przezemnie płacze. Ale kocham ja najmocniej na świecie. Mam tylko ją, mój tata umarł prawie rok temu. Jego nie umiałam tak kochać. Teraz serce mi pęka i choć wiem ze moja więź z mama wiele razy sprawia ze czuje się zniewolona przez to ze.nie.chce jej krzywdzić i nie realizuje siebie to mam nadzieję ze mój synus będzie widział jak kocham jego babcię mimo jej lat, humorow czy niedoleznosci. I będzie kochał mnie tak samo jak ja ją…