Ile tego, co widzę i słyszę to fakty, a ile to moje opinie i interpretacje? I która perspektywa nieźwiadomie może zapraszać do agresji?
Gdy prowadzę warsztaty dla dorosłych dotyczące komunikowania się lubię takie doświadczenie, które zaprasza do osobistej refleksji na temat odróżniania wrażeń, opinii, ocen od tego, co jest faktem. Możesz zapytać Drogi Rodzicu: „No dobrze, ale po co?”.
W moim przeżyciu agresja często zaczyna się w głowie – w naszych założeniach, schematach myślowych, w czymś – co być może pielęgnowane przez lata powoduje, że nasze wzorce myślowe ulegają „zesztywnieniu”. Dotyczyć one mogą innych ludzi, świata i nas samych. Wspomniane doświadczenie pokazuje jak trudno jest wyjść z pewnego schematu oceniania i wartościowania lub interpretowania. Z drugiej strony jest to niemożliwe, aby całkowicie się tego pozbyć, z resztą nawet nie o to chodzi.
Warto jednak zastanowić się ile w naszym spostrzeganiu i słyszeniu jest faktów, ile zaś tego, jak myślimy o tym, co widzimy i słyszymy. Z mojego doświadczenia wynika (choć to nie standaryzowane badania naukowe, a doświadczenia zadaniowe zbierane w różnych grupach przez lata), że zdecydowanie częściej odwołujemy się do tego, jak myślimy (o innych, sobie, świecie), a nie co widzimy i co słyszymy, choć wydaje się nam, że jest odwrotnie.
Po co to odróżniać i w jaki sposób? Jak powiedziałam we wstępie tego rozdziału, część tego, co przynależy do zachowań agresywnych zaczyna się w naszej głowie – niezależnie od tego czy „ćwiczę” opiniowanie pozytywne czy negatywne. Skutek tego bowiem jest taki, że gdy oceniam, opiniuję, nieświadomie „stawiam się wyżej” od osoby, wobec której to stosuję. Wówczas ja jestem „ekspertem” od tego, czy dana osoba wygląda ładnie czy brzydko, czy mówi mądrze czy głupio (czy wychowuje dobrze, czy nie… – przyp. M jak Mama) itd.. (…)
Takie podejście sprawia również, że patrzę na daną osobę „przez pryzmat” tejże oceny, a więc „wkładam ją do jakiejś określonej szuflady”, nie dostrzegając jej w pełni. Tym bardziej w przypadku opiniowania negatywnego może to zapraszać do agresji. I znów nie chodzi o to, aby się tego wyzbyć, ale o refleksję: jak często i wobec kogo to stosuję oraz jakie mam z tego korzyści, a dalej – czy chcę to zmienić.
Punktem wyjścia do zmiany jest uświadomienie sobie/nazwanie owych korzyści i decyzja o rezygnacji z nich, na rzecz innych, które pojawią się w momencie, gdy zacznę inaczej myśleć o drugiej osobie lub/i inaczej się wobiec niej zachowywać (inaczej: nie oznacza znów ani lepiej, ani gorzej).
Przykładem niech będzie zdanie, wypowiedziane przez rodzica do dziecka: „Jaki ty jesteś leniwy”. Korzyścią w tej sytuacji dla dorosłego może być fakt, że „tylko dzięki niemu ten dom jest utrzymany w należytym porządku”, a więc on jest tu ważny i omnipotentny. Jednak stratą jest to, że i tak sprząta mieszkanie, bo dziecko tego nie robi.
Jak wyjść z tego schematu?
Pierwszą podstawową sprawą jest fakt, że nasz komunikat powinien składać się z informacji odniesionych konkretnie do danego zachowania, kontekstu w danej chwili, więc zamiast powiedzieć „Jesteś leniwy”, mogę powiedzieć „Widzę, że nie posprzątałeś łazienki” (wiadomo, że chodzi o perspektywę „tu i teraz”). M. Rosenberg nazywa to spostrzeżeniami i mówi, że jest to wyjściowa do porozumiewania się bez przemocy.
Nie mogę jednak powiedzieć: „Widzę, że jesteś leniwy”, ponieważ w tym komunikacie odnoszę się tylko do FAKTÓW. Sednem sprawy jest tu rozgraniczenie spostrzeżeń od ocen. Kiedy dokonujemy ich równocześnie zachodzi obawa, że inni „dosłuchają się” w tym krytyki i nie będą skłonni przyjąć do wiadomości tego, co mówimy.
Nie da się nie oceniać, można jednak zamiast tego opisywać zachowanie dziecka, swój stan emocjonalny adekwantnie do sytuacji i kontekstu, można też informować o swoich potrzebach. Są to sposoby alternatywne i w związku z tym nie stanowią „narzędzia”, które sprawdzi się w każdej sytuacji trudnej, konfliktowej czy innej (…)
Widzę czy mam wrażenie?
Kiedy używamy sformuowania „Widzę, że…” warto, żebyśmy zastanowili się w jakiej pozycji stawia to nas i naszego rozmówcę. Inaczej bowiem wybrzmiewa: „Widzę, że z Tobą coś nie tak” a inaczej „Widzę, że płaczesz”. Pierwszy komunikat nie odwołuje się do faktów, a do wrażeń, naszych interpretacji, więc jest komunikatem „przekłamanym” i nieświadomie zaprasza naszego rozmówcę do tego, by: wytłumaczył się, obronił, „udowodnił, że tak nie jest”. Innymi słowy nieświadomie możemy oczekiwać od naszego rozmówcy, by przyją postawę agresywną, uległą lub manipulacyjną.
Dlatego warto używać sformułowiania: „Mam wrażenie, że…”, „Myślę, że…”, gdy chcemy wyrazić naszą opinię. Wrażenia można sprawdzić i to stawia naszego rozmówcę w innej pozycji”.
Autor: Kamila Maciejewska „Jak być wystarczająco dobrym rodzicem – podpowiednik dla nie wszystkich rodziców”